Menu

Dzień 17 godz. 13:45

Santarem – Golega [32 km]

Ludzie tacy jak Fatima sprawiają, iż mimo że jesteś 3 000 km od domu, czujesz się jak u siebie. Patrząc na to co przygotowała na kolację, sądziłem że zaprosiła pół miasta. Okazało się że nie ma innych gości. Nie chciałem żeby się zmarnowało i do tej pory ledwo idę. Na koniec jeszcze dostałem klucze do mieszkania z instrukcją obsługi. Rano niespiesznie zjadłem śniadanie. Camino zaczyna się na obrzeżach starego miasta, a miasto ze swoim gąszczem wąskich, klimatycznych uliczek zachwyca. Podobnie jak Toruń, Wilno tylko z południowym akcentem. Rano chłodno. Chmury i tylko 21 stopni 😀 Ale o 12 wszystko wróciło do normy. Powoli upodabniam się do Portugalczyków. Lokalny bar, trochę cienia, mały Sagres i kontempluję. Spytałem sympatycznego pana czy mogę zrobić mu zdjęcie. Chwilę pogadaliśmy po Portugalsku: Polonia, Santiago In Spania, Cabo St. Vincente i za chwilę wrócił z baru z kolejnym Sagresem. Chyba muszę częściej fotografować Portugalczyków 😀 To ruszam dalej, przede mną jeszcze 20 km.

(Na zdjęciu kościół Sao Domingos w Vale De Figueira)

///

People like Fatima makes you feel like at home even abroad, 3 000 km away. When I saw all the dishes on the table, I thought that she invited a lot of people, but not. There were no other guests. I didn`t want to go her effort to waste, and consequently even now it`s hard for me to move JAt the end I got keys to the house. In the morning I calmly ate breakfast. Camino starts in a suburb of old town. And the town with lots of narrow roads is incredible, like Torun, Wilno in Poland. In the morning is quite cold. Clouds and only 21 degrees 😀 I slowly imitate Portuguese. Local bar, a place in a shadow, small Sagres and I contemplate. I asked one man If I could take him a photo. We talked for a moment: Polonia, Santiago in Spania, Cabo St. Vincente and after minute he came back with next Sagres. Well, I should photograph Portuguese more often 😀 So, let`s go. I have still 20 km for today.

O Nas

Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.