Menu

Dzień 19 godz. 18:27

Fatima

A jednak ucieszyłem się na nocleg w pojedynke zbyt wcześnie. Dzisiejsza noc była koszmarna. Do mojego pokoju przed 23 przyszedł dziadek, który nie dosyć że mlaskał i cmokał do północy, to do 6 nad ranem chrapał, chrząkał i gadał przez sen. A wychodząc o 6 jak walnął drzwiami to myślałem że okna wylecą. Poza tym Ameryka. Rano kawka. Potem wychodzę i słyszę jak ktoś woła za mną. A to ta sama sympatyczna pani co wczoraj dobiega i pyta czy wrócę na obiad. Tylko 300 m od Bazyliki, więc czemu nie. Dostałem kartkę na posiłek i poszedłem do Kościoła. Zrobiłem zakupy, sprawdziłem autobus do Tomar i wróciłem na obiad, a o 13.30 była msza po polsku. To naprawdę wzruszające, gdy tak daleko od domu słyszysz tyle polskich głosów. O 15.00 miałem autobus. W Tomar zastałem świetne warunki u BV, nawet mają specjalną pieczątkę dla idących do Santiago. Właśnie przyszedł Dominik z Norymbergii, który też idzie Camino. Dziś był luźniejszy dzień, ale jutro ruszam dalej.

///

I was happy about sleeping alone to early. This night was a nightmare. Before 11 p.m. to my room came an old man and made a noise before he went sleep, during the night, and of course in the morning too. Apart from that – everything well. Coffee in the morning, than I left a hostel and I heard somebody is running to me. The same kind woman, who gave mi supper yesterday, asking now if I came for dinner today. So „I will” of course. I went to church, did the shopping, checked a bus to Tomar and I came back for dinner. I had a great pleasure to attend a polish mess at 13.30. It`s really amazing to hear so many polish voices so far from your home. At 15.00 I took a bus. Conditions in BV in Tomar were fantastic. They even had treir own special stamp for Pilgrims. Wright now has come Dominik from Norymberg, who also goes Camino. Today I could rest but tomorrow I am going to continue my wander to Santiago.

O Nas

Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.