Menu

Dzień 44 mała rzecz a cieszy

Foligno – Spoleto [31,5km]

Gdy dotarłem na nocleg okazało się że to chlew 🙂 Ok. Nie zabrzmiało zbyt dobrze, tak więc, że to miejsce w którym kiedyś mieszkały świnie a teraz po kapitalnym remoncie i adaptacji na potrzeby mieszkaniowe jest komfortowe i ma swój klimat 🙂 Wieczorem pojechaliśmy do centrum Foligno, do pizzerii, która znalazła się na liście Top Pizzeria we Włoszech w jakimś tam magazynie. Moja opinia może być subiektywna, ale rzeczywiście pizza była świetna. Dodatkowo pierwszy raz jadłem pizze na słodko. Faktem jest, że jedna z pracujących tam osób, a mianowicie kasjerka, cały czas miała co robić. Potem wizyta w pralni i dziś znowu więcej ludzi dookoła mnie 🙂 Pranie ręczne jest ok., ale od czasu do czasu dobrze jest wszystko wrzucić do maszyny.

Rano ruszam i po jakimś czasie zatrzymuje się obok mnie mężczyzna i pyta się czy w czymś może mi pomóc. W tamtym roku szedł Camino Frances i na pamiątkę wytatuował sobie muszlę św. Jakuba na ręce. Klucząc jakimiś uliczkami za chwilę trafiam do małego marketu. Proszę o 10-plasterkowe salami, a pani pyta się czy zrobić mi kanapki. Pewnie że tak! Krojone bułeczki, cienkie plasterki salami, ładni zapakowane, cena bez zmian. Mała rzecz a cieszy. Później jakiś croissant i można iść dalej, zwłaszcza, że pogoda dopisuje.

///

When I reached a place where I were to sleep, it turned that it is pigsty. Well,ok. It doesn`t sounds good. So, it turned that it used to keep there pigs, but now, after a complete renovation and adapt it for housing it is comfortable and has a nice atmosphere 🙂 In the evening we went to the center of Foligno, to the pizza restaurant which was on the Top Pizzeria list in Italy in one magazine. My opinion might be a value judgement, but pizza was great. What is more it was first time when I ate a sweet one. And the fact is that one of working there person – a cashier – had a lot to do all the time. Later we went to laundrette and today there are more people around me 🙂 Washing clothes in hands is ok, but from time to time it is good to throw everything into the machine. In the morning I`m going and after a while one man stopped and asking me if I do not need anything. Last year he went Camino Frances and as a token of it he made a tatoo on his arm – St.Jacob mussel. Going along narrow paths after sometime I get to a market. I`m asking for 10-slices of salami and a woman asking me if I want her make me sandwiches. Of course I do! Sliced rolls, thin slices of salami, carefully packed, no charge for it. Small thing but makes one`s happy. After that a croissant and I can go on, especially that the weather is fine.

O Nas

Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.