Menu

Dzień 13

Jagodina – Nisz (107 km)

Rano, mimo niekorzystnych prognoz, wita nas słońce. To nastraja optymistycznie, a tego nam trzeba, bo dzisiaj ponad 100km do pedałowania.

Mamy już swój rytm. Witek o 7 mówi że już trzeba jechać, a na końcu i tak to ja muszę na niego czekać. To się jednak niedługo skończy. W Sofii Witold wsiada do samolotu i wraca do kraju, ja będę kontynuował dalej podróż w pojedynkę.

Ruszamy. Nie wiem dlaczego, ale czasami jedziesz pod górę i droga mija błyskawicznie, a czasami jedziesz po płaskim albo z góry i dłuży się niemiłosiernie. Dziś jest właśnie taki dzień. Koła jakby kleiły się do asfaltu. Niemniej jednak powoli przesuwamy się do przodu. Szału nie ma, po prostu kręcimy 🙂 Kilka razy porządnie się zachmurzyło, już myślałem że się zacznie, ale udało się dotrzeć do Nisz przed deszczem. Znajdujemy pralnie, na środku ulicy przebieramy się, cała reszta zostaje i za 3 godziny będzie czysta, a co najważniejsze – sucha. Jeszcze tylko 1,5km w deszczu i docieramy do Filipa, naszego gospodarza. Znajdujemy adres bloku, ale nie mogę się do niego dodzwonić żeby zapytać o numer mieszkania. Nazwiska na domofonie napisane cyrylicą, ale w końcu go znajdujemy. Ktoś odbiera domofon, ale mówi że Filip tu nie mieszka. Wchodzę mimo wszystko na 5 piętro, pytam jeszcze raz i rzeczywiście okazuje się że adres i nazwisko się zgadza, ale syn gospodarzy ma 18 lat i na pewno na dzisiaj nikogo nie zapraszał.

Po chwili sytuacja się wyjaśnia. Jeszcze raz sprawdzam numer z naszej korespondencji, dodzwaniam się do Filipa i wszystko jasne. Mamy gdzie spać. Jeszcze tylko trzeba wnieść wszystko na 3 piętro 🙂 Spędzamy wspólnie bardzo sympatyczny wieczór i powoli szykujemy się na pożegnanie z Serbią. Jutro jeszcze ostatni nocleg, a potem już Bułgaria.

/

Although a forecast wasn`t positive for today, in the morning there is a beautiful sun. That makes us feel good and we need it, as we have more than 100 km to cover.

We already have our own rhythm. At 7 a.m. Witek tell me that we have to go, but in the and I have to wait for him. But it will end soon. Witek will come back to Poland from Sofia by plane and I will continue the way alone.

And we go. I don`t know why, but sometimes you go up and the way pass extremely quickly and sometimes you ride flat roads or down the hill and it is much more harder. Today is a feeling like that, wheels are like sticked to asphalt. However we slowly move forward. Few times it clouded over, but fortunately we managed to reach Nisz before it started rain. We found a laundry, on the street we change our clothes, and all our things we leave and after 3 hours it will be clean and what is more important – dry. Now only 1,5 km in a rain and we meet Philip, our host. We found a building but I can`t get through to him, to ask about a flat number. Names are written in Cyrillic alphabet on the entry phone, but we finally found him. Someone pick up but tell us that Philip doesn`t live here. Neverthelles I climb 5th floor and I`m asking one more time if Philip in fact doesn`t live here. And the name and the address is correct, but their son has only 18 years old and didn`t invited nobody.

But after a while everything has been cleared up. I checked one more time a phone number to Philip and there was a mistake. Now I call the right one, get through Philip and we have a place to sleep for tonight. Now we have to only take all our things to the 3rd floor 🙂 We spend absolutely pleasant evening. We will leave Serbia soon, tomorrow the last night in this country and next there will be Bulgaria.

O Nas

Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.