Menu

Dzień 34

Do Betlejem. PKS

Przed 9 rano jestem już przy Bramie Damasceńskiej, obok której jest baza PKS. Dziś widać naprawdę dużo wojska na ulicach. Nie wiem dlaczego teraz jest co najmniej 40 żołnierzy, a po południu nie będzie ani jednego. Czyżby terroryści mieli poranne godziny pracy i po południu brali sobie wolne?

Ruszam autobusem nr 21. Znów miałem szczęście, ponieważ ta linia jedzie trochę dookoła, dzięki czemu omija główny punkt kontrolny, na którym często można tracić czas i potrafi być mało przyjemnie. Kontrola przy ponownym wjeździe na terytorium Izraela wyglądała tak, że trzeba było wysiąść z autobusu, dwie dziewczynki z których jedna czatowała na fejsie sprawdzały paszporty, a chłopak, znaczy się żołnierz, przeszedł się po autobusie. Wszyscy oczywiście z długą bronią, kamizelki kuloodporne itd.

W Betlejem udaję się do Bazyliki Narodzenia Pańskiego. Po pół godzinnym oczekiwaniu (kolejka była na 2 godziny ale…) w grupie napierających na siebie Filipińczyków, robiących sobie zdjęcia wszyscy ze wszystkimi i ze wszystkim, udało się dotrzeć do prezbiterium, pod którym znajduje się poświadczone tradycją i w źródłach pisanych, miejsce narodzin Jezusa. Jest mały otwór w podłodze, przez który można zajrzeć do groty. Tutaj wszyscy towarzysze z tłumu musieli po kolej wsadzić łeb do środka i zrobić sobie zdjęcie. Teraz już wiem, dlaczego kolejka tak powoli szła do przodu. Wszystko to napawa niesmakiem tak, że po wyjściu po prostu poszedłem pochodzić po mieście. Zrobiłem parę fajnych zdjęć, zamieniłem kilka słów na miejscu. Z jednej strony kilka osób bardzo sympatycznie zareagowało na pytanie słowno migowe czy mogę zrobić zdjęcie, z drugiej strony jeden gość warknął mi I don’t speak English. Podobnie było po powrocie do Jerozolimy w dzielnicy muzułmańskiej, część ludzi super pozytywnych, a inni miałem wrażenie jakby czekali na pretekst żeby wybuchnąć.

Tak więc po powrocie z Betlejem rzuciłem się ponownie w labirynt uliczek Starego Miasta.

/

Before 9 a.m. I`m on a bus station, near Damascus Gate. There is a lot of military today on the streets. I don`t know why there are almost 40 soldiers in the nearby in this moment, but in the afternoon there will be no one. Do terrorist works only in the morning?

I`m taking bus number 21. I was lucky again, as we went longer way but avoiding check point, when one usually waste much time and it is sometimes not so pleasant there. This time, control during entering Israel was different – we had to get out, to girls (one of them was chatting on the facebook) were checking passports, and a boy, I mean a soldier walked along a bus. Everybody of course with guns, bullet-proof vest and so on.

In Bethlehem I`m going to the Church of Nativity. After half an hour of waiting (there was a queue for 2 hours, but…) in a crowded group of Filipinos taking pictures everywhere with everybody and of everything, I finally managed to get to presbytery, in front of which there is a place of Jesus birth. You can see it through a small hole in a floor. Here each person had to put his head into the whole and take a picture. Now I know why the queue almost didn`t move. I was so disgusted by all of this, that when I got out I went to have a walk around the city. I took some interesting pictures, had small talk with some inhabitants. Sometimes people had very positive attitude to my proposition of taking them a picture, but there was also a guy who just snarled at me: I don`t speak English. Similar situation was later in a Muslim zone. Some people were absolutely kind, but the others seem as if they had just waited for a pretext to explode.

And after coming back from the Bethlehem I visited narrow streets in Old Town of Jerusalem one more time.

O Nas

Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.