Menu

13 październik – przez Chorwację.

Od rana słońce daje znać że trzeba wstać. Sympatyczna gospodyni przyniosła nam kawkę z herbatnikami więc śniadanko, żegnamy się i w drogę. Jedziemy do Sybenika, ale po drodze pojawia się znak na Park Narodowy Rzeki Krka, mamy czas, pogoda dopisuje, także bez zastanowienia skręcamy. Dojeżdżamy do gigantycznego parkingu, kupujemy bilety, na polskie ponad 60 zł za osobę. Chorwacja jak zaczynamy się przekonywać, nie jest tanim krajem do zwiedzania. Idziemy wyznaczoną pieszą ścieżką w dół, dochodzimy do rzeki, tu dalej pieszo, albo za kolejne 60 zł można popłynąć stateczkiem. Idziemy dalej, zaczynają się kręte kładki, nad rzeką woda jest krystalicznie czysta, mnóstwo ryb, kaczek, na brzegu bujna roslinność. Krka płynie z fantazją, w niektórych miejscach aż trudno ustalić jej kierunek, tu płynie prosto, zaraz skręca w lewo, kawałek dalej jakby zawracała, i wciąż kaskady wody. Coraz większy szum, wreszcie dochodzimy do punktu widokowego, który ukazuje wielkie spiętrzone wodospady, dookoła szerokiej wody. Bajka. 2 godzinki spaceru i jedziemy dalej. Sybenik a później Trogir, okazały się klimatycznymi miasteczkami, domy zbudowane w jednym stylu z kamienia, drewniane okiennice, labirynt wąskich uliczek, wśród których mnóstwo szyldów oznajmiających wynajem pokoi. Zastanawiamy się jak ludzie po wieczornych libacjach, trafiają na swój nocleg. Wreszcie zrobiło się ciepło, jakieś 20 stopni. Ciężko uwierzyć że wczoraj zziębnięci brodziliśmy w śniegu. Wsiadamy do auta i zaczyna padać. Na wieczór docieramy do Dubrownika, szybko odnajdujemy nasz pensjonat i wybieramy się na rundkę po centrum. Po drodze szybki hamburger za 20 kun i intuicyjnie odnajdujemy stare miasto. W skrócie mówiąc to najpiękniejsza starówka z tych które widzieliśmy do tej pory. Wieczorny klimat, podświetlone mury, spokojna muzyka grana tu i ówdzie na żywo, sprawiają że chciałoby się tak włóczyć tymi historycznymi uliczkami całą noc.

O Nas

Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.