Menu

Iść, ciągle iść…

Noc na dnie wulkanu minęła szybko, po 8 rano jesteśmy w miasteczku, a jedyny sklep jest jeszcze zamknięty. Para Niemców z którą chwilę rozmawialiśmy uzupełnia nam zapas wody, nie musimy więc czekać z wymarszem.
Cel na dziś to minąć Playa Blanca, co oznacza conajmniej 30 km marszu.
Cel pierwszy, główna atrakcja El Golfo, to Laguna Verde czyli małe powulkaniczne jeziorko, otoczone skałami tuż nad brzegiem oceanu. Przy odpowiednim świetle ma ono intensywny zielony kolor. Jest to możliwe dopiero po południu, gdy słońce jest już nad oceanem.
Z laguny do Salinas de Janubio jest tylko 6 km asfaltową drogą, którą udaje się nam pokonać autem. Zabiera nas tam para Hiszpanów, której robiłem zdjęcie nad laguną.
Salinas de Janubio to największe ekologiczne saliny (czyli miejsce gdzie z wody morskiej pozyskiwana jest sól) na terenie Unii Europejskiej. Niestety nie można ich dziś zwiedzać, ale szlak którym idziemy prowadzi prawie dookoła tego miejsca więc widzimy je doskonale z każdej perspektywy.
Liczyliśmy na jakiś otwarty bar przy salinach, ale niestety 3 batony będą nam musiały wystarczyć na następny odcinek, który prowadzi do latarni morskiej na cyplu, na skraju wyspy, skąd doskonale widać Fuerteventurę, kolejną wyspę z archipelagu Wysp Kanaryjskich.
Gdy docieramy do centrum Playa Blanca, na sprawdzone kilka dni wcześniej hamburgery, jesteśmy naprawdę wykończeni, może nie ilością km, ale wędrówką bez kalorii w pełnym słońcu.
Gdy już tak sobie siedzimy w cieniu parasola, delektując się smakiem prostego jedzenia i coli z lodem, kolejny raz uświadamiam sobie jak niewiele trzeba do szczęścia i jak bardzo powinniśmy być wdzięczni za wszystkie dary, którymi codziennie jesteśmy zasypywani.
Nie chce się wstawać, ale najtańszy nocleg w pobliżu to 180 euro, więc bierzemy dom na plecy i idziemy dalej. Kierunek Puerto del Carmen – nasz jutrzejszy cel. Dzień kończymy przebiegiem 30 km, namiot rozbijamy w wyschniętym korycie rzeki. Nie ma miejsca na wbicie szpilek, ale chyba jest to jedyne miejsce na wyspie gdzie nie wieje więc nie jest to problemem.

O Nas

Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.