Menu

Dzień 26 i 27 Oristano

Wczoraj nie mogliśmy sprawdzić o której rano mamy pociąg więc po śniadaniu, w ciemno, idziemy na dworzec. Na miejscu okazuje się że za 5 minut ruszamy. Super. Przemieszczamy się raptem 100 km, ale zmiana pogody jest wyraźnie odczuwalna. Wieje i jest trochę chłodniej. Dziś niedziela więc miasto jakby wymarło. Kawiarnie, jedna może dwie restauracje, są otwarte, ale jeżeli chcesz zjeść pizzę, trzeba czekać co najmniej do 19.00. Wczorajsza pizza z małej lokalnej pizzerii była naprawdę świetna, dziś zatem próbujemy ponownie. 50 m od naszego hotelu mamy małą pizzerię, zjawiam się tam o 19.30 i już po 5 minutach (nie wiem jak to jest możliwe) wychodzę z pyszną pizzą. Płacę 7,5 euro, czyli jakieś 30 zł i albo znów mamy szczęście, albo tutaj pizza jest zawsze dobra. Jeszcze się przekonamy?.
Oristano to miasto kościołów więc jeżeli interesujesz się architekturą to jest co zwiedzać, nas to specjalnie nie zajmuje więc mamy bardzo luźny dzień. Kolejny poranek zaczynamy od prawdziwego śniadania: pieczywo, masło, jajka, żółty ser, miód. Widać, że częściej bywają tu goście ze wschodu. Zostawiamy bagaż na przechowanie i idziemy pieszo w kierunku Przylądku Św. Marka, gdzie znajdują się ruiny założonego w VIII w. przez Fenicjan miasta Tharros. Po przejściu kilku kilometrów udaje nam się zatrzymać na stopa parę Belgów, z którymi dojeżdżamy na miejsce. Przylądek jest bardzo malowniczy, pieszo idziemy na sam koniec, do kolejnej latarni, która jest położona na terenie wojskowym i nie ma do niej dostępu. Po drodze mijamy ruiny Tarros, wieżę Torre spagnola di San Giovanni di Sinis, z której rozciąga się wspaniały widok na cały półwysep, kilka pięknych plaż otoczonych błękitną wodą. Całość, mimo lekko zachmurzonego nieba, wygląda super, chętnie bym tu wrócił w bezchmurny dzień, gdy w pełnym słońcu woda mieni się różnymi odcieniami zieleni, turkusu, błękitu, co można zobaczyć na zdjęciach w Google.

W drodze powrotnej z parą Francuzów dojeżdżamy do rogatek Cabras, starej klimatycznej osady rybackiej, która dziś jest już małym miasteczkiem. Stąd idziemy do Torre Grande a potem już tylko symboliczne 6 km i jesteśmy z powrotem w Oristano. Dziś kolejny raz korzystamy z dobrodziejstw Couchsurfingu, a naszym gospodarzem jest bardzo miły Sardyńczyk David.

O Nas

Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.