Menu

Dzień 31 godz. 21:19

Viana do Castelo

Wczoraj myślałem, że to będzie moja przedostatnia noc w Portugalii więc po pysznej kolacji poszliśmy z Tiago i jego znajomymi do baru. Z jednej strony pomyślałem, że spróbuje czegoś portugalskiego poza winem Porto, a drugiej miałem nadzieję, że przegonię jakiegoś wirusa, którego czułem od rana. Tak więc było piwo z Favaios (troche mocniejsze wino) – raz można wypić. Borraddinho, czyli Bagaco z miodem. Bagaco to typowy portugalski podobno 🙂 okbardzo mocny alkohol, w smaku trochę przypomina nasz bimber. Ale najbardziej smakował mi likier Beirao – dobry i delikatnie rozgrzewa. Wieczór minął szybko a rano wiedziałem już, że wczorajszy alkohol nie miał właściwości leczniczych – gorączka, ból gardła, co robić. Zapytałem Tiago czy mogę zostać dzień dłużej. Nie było problemu, więc dziś przeszedłem tylko 103 m – pokój, kuchnia, herbata i do łóżka. Tutaj od samego patrzenia na leki człowiek robi się zdrowszy, więc mam nadzieję, że jutro będzie super. Tak czy siak z rana ruszam dalej.

///

Yesterday I thought that it will be my last but one evening in Portugal, so after delicious supper we went with Tiago and his friends to bar. On the one hand I wanted to try something Portuguese apart from Porto Vine and on the other I wanted to get rid of a virus which I felt since morning. So we took a beer with Favaios, Borradinho – that is Bagaco with honey. But the best one for me was Beirao. The evening passed fast and in the morning I knew that yesterday alcohol hadn`t a treatment effect- a fever, a sore throat, so I asked Tiago if I could stay one day longer. He is a great host and easy going, it was no problem for him. And in this way I went today only 103 m – a room, kitchen, hot tea and back to bed. I hope tomorrow will be better. Anyway, in the morning I`m following Camino.

O Nas

Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.