Menu

Dzień 23 Słowenia

Villach – Kranjska Góra [28 km]

Pierwsze 16 km zleciały niewiadomo kiedy. Dopiero następne dały ostro popalić. Gdy minąłem granicę Słowenii musiałem godzinkę odpocząć na słońcu 🙂 Tuż przed granicą zobaczyłem czołg. Z daleka wyglądał jak nasz Rudy, a po chwili okazało się, że to naprawdę Rudy. Przynajmniej taki miał napis wyryty gwoździem na boku. Austria, Austria i po Austrii, czyli czas na małe podsumowanie.

Po pierwsze: nie miałem okazji pochwalić się namiotem 🙂 Jeden nocleg na parafii u polskiego księdza i pozostałe 11 u gospodarzy z couchsurfingu. Kolejna duża dawka doświadczeń i wiele różnych, ciekawych opowieści. Co człowiek to inna historia. Ale nie tylko moi gospodarze okazali się bardzo pozytywni. Kilkukrotnie gdy szedłem przypadkowi kierowcy zatrzymywali się i pytali czy może mnie podwieźć i czy wszystko ok. W małych miejscowościach czy miasteczkach ludzie zawsze pozdrawiają się. Nawet małe dzieci mówią Grüss Gott. A w sklepie każdy pracownik serdecznie się z Tobą wita. Jeszcze nam trochę brakuje do Europy. Otwarte garaże, których nikt nie zamyka, a tam opony, rowery, wszystko. Rowery stojące w lesie, czy na stacji kolejowej. Naprawdę nikt ich nie chce. Bardzo dobra kuchnia, do tego przepiękne widoki. Górna Austria pełna starych gospodarstw mlecznych i bardzo ciekawa architektura w dolnej Austrii, w dolinach, górskich miejscowościach. Trzeba tu jeszcze kiedyś wrócić.

Słowenia powitała mnie widokiem gór w pełnym słońcu, kolorami jesieni, ale przede wszystkim ludźmi. To co od razu rzuciło mi się w oczy to ludzie na ulicy. Tu jakaś para, tu trzech panów, tu dzieci zbierają kasztany. Tego nie było ani w Czechach ani w Austrii. Momentalnie znalazłem bezpłatne publiczne wi-fi, co w Austrii nie udało mi się ani razu. W Kranjskiej Górze „znalazł się” albo raczej został znaleziony nocleg w domu wczasowym dla dzieci. Ścisłe centrum, piękny widok, można odpocząć i zebrać siły na jutrzejszy dzień – przede mną Alpy Julijskie i prawie 1000 m przewyższenia. A pojutrze to już z górki i do tego chyba będzie już bliżej jak dalej 🙂

///

First 16 km went by extremely fast. Further way was harder. When I crossed a Slovenian board I had to rest for an hour in the sun. And it is good time for short summery of my trip in Austria.

First of all I had no chance to show how nice tent do I have 😉 I slept once in a presbytery thanks Polish priest and every other night (11) I was hosted by people from couchsurfing. Plenty of new experience and a lot of various, interesting stories. But not only hosts were really friendly. Few times when I walked along a road, drivers stopped and asked me if everything was OK In small cities people always say hello to you, even small children are saying Grüss Gott. Each worker in a shop greets you. Open garages with tires, bicycles and nobody locks it. Delicious cuisine and in addition to this beautiful views. In Austria there are a lot of milk farms and amazing towns with a really interesting architecture. I have to come back here again one day.

In Slowenia I saw a magnificent landscape with mountains in the sun, colorful Autumn and above all things I saw many people. Here one couple, there 3 men and next to them children are collecting chestnuts. It is the difference between Slowenia and Austria or Czech Republic. In Slowenia I found at once free public wi-fi. In Austria I never managed. In Krajnska Gora I have a place for tonight in a boarding house for children. In the city center with a charming scenery, here I can take a rest before next day, because tomorrow I will be in Julian Alps and I will have almost 1000 m height to cover. But the day after tomorrow there will be downhill track and I suppose generally there will be closer than further to the destination 🙂

O Nas

Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.