Menu

Dzień 26 pielgrzymkowa zupa

Bovec – Kobadir [20 km]

Po wieczornej mszy porozmawiałem chwilę z proboszczem Vilejem i przeszedłem się na miasto. Raptem 200 m. Wrażenia? Podobne jak w Polsce. Jak zamawiasz zupę, to kelner już wie, że ani na Tobie nie zarobi, ani nie dostanie napiwku i wyraźnie Ci to pokazuje. Jak dostajesz zupę w filiżance od podwójnego espresso za 4 euro i równie dobrze może to być czosnkowa, cebulowa lub jakakolwiek inna, to wiesz, że filozofia tego miejsca to: kasa, kasa, kasa. Dobrze więc, że nie skusiłem się na drugie danie. W Trencie Pani zaproponowała mi w sklepie lokalny ser. Zgodziłem się, ale gdy nabiła mi 6,5 euro za porcje na 2 kanapki to zaraz zrezygnowałem. Gdy odłożyła ser obok kasy zauważyłem termin przydatności do spożycia – lipiec 2013… W Austrii takie rzeczy się nie zdarzają. W Polsce i Słowenii jak widać myśli się troszeczkę inaczej. Rano śniadanie z innym księdzem, mały spacer na miasto i ruszam. W Kranjskiej zostawiłem czołówkę, a tu o dziwo udało mi się kupić za 2,9 euro razem z bateriami. Jak na taki piękny dzień to 20 km to zdecydowanie za mało. Jestem bardzo wcześnie na campingu, bo już przed 16.00 Dziś miałem zaproszenie z Kamp Koren w Kobarid. Na początku chwila niepewności. Camping zamknięty. Żadnego telefonu. Sprawdzam maila – żadnego numeru. To idę szukać dalej i dotarłem do głównej bramy 🙂 Ciepłe powitanie, dostaje klucz do przyczepy campingowej. Chyba już kiedyś w niej spałem w Polsce – wygląda dokładnie tak samo 🙂 Jak na październik to 10 aut na podwórku to całkiem sporo. 1 km do Kobadir, przy samej rzece, bardzo kameralnie. Jutro 29 km a później chyba muszę wydłużyć odcinki 🙂

///

After the mess in the evening I talked for few minutes with a parish priest Vilej and I went to the center. Just 200m. My observations? It`s quite similar to Poland. If you order a soup, a waiter already know that either won`t he earn on you, nor you will give a tip. And he shows it very clearly. And when you get your soup in a small cup for double espresso and it could be garlic-, onion- or each other soup, you know that a philosophy of this place is: money, money, money. I`m glad, I didn`t order a main course. One woman in Trenta suggested me trying their local cheese, I agreed, but when she told me that a piece for two sandwiches cost 6,5 euro I resigned. And when she put it next to a cash box I noticed that the use-by date was July 2013 … In Austria such things simply didn`t happen. But as we can see in Slovenia and in Poland the way of thinking is a little different. In the morning I ate a breakfast with other priest, I went to the center and I`m going. I left my headlight in Kranjska Gora, but fortunately here I bought a new one just for 2,9 euro together with batteries. 20 km for so beautiful day was definitely too little. I`m very early on my camping – before 4 p.m. Today I had an invitation from Kamp Koren in Kobadir. Firstly, one moment of uncertainty. Camp is closed. NO phone number. I checked an e-mail – no phone. So I`m going further till I reached a main gate 🙂 A very hearty welcome, I got a key to my trailer. I suppose I have slept in those one in Poland – it looked exactly the same 🙂 As for the period of October, 10 cars on the parking is quit many. 1km to Kobadir, next to the river, very cosy. Tomorrow I have 29 km, and later I think I have to set longer distances 🙂

O Nas

Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.