Menu

Dzień 36 rutyna

Ravenna – Cesena [35 km]

Po dotarciu na nocleg zrobiłem pranie, mój gospodarz zostawił mi dom i pojechał na spotkanie. Rano ruszam dalej. Po 8 termometr pokazuje już 24 stopnie. Jest naprawdę fajnie. Ruch mniejszy niż wczoraj, ale mimo wszystko ciężko jest się wyciszyć kiedy obok mijają Cię samochody, a w oddali słychać autostradę. Ale słoneczko rekompensuje wszystkie minusy. Przy drogach pełno starych znaków. Roboty drogowe, malowanie pasów, nierówności na drodze, brak pobocza. Wszystko nieaktualne. Trudno się dziwić w taki razie, że nikt nie zwraca tu uwagi na żadne znaki, skoro większość z nich jest bezsensowna. Gorzej niż w Polsce. W oddali pojawiły się górki. To pewnie mój cel na jutro. Księstwo San Marino. Ale to dopiero jutro. A dzisiaj kolejny gospodarz z couchsurfingu. Chyba mogę już powiedzieć pewnej rutynie. Ruszam i pierwsza przerwa po dwóch godzinach. Czyli 10 km za mną. Potem kolejna godzinka, półtorej lub dwie marszu i już mam bliżej jak dalej. Oczywiście nie wtedy, gdy do przejścia mam ponad 40km. Wtedy nawet po 4 godz marszu wciąż jest dalej jak bliżej. Przerwy wypadają w różnych miejscach – a to kawałek łąki, a to miejsce pod płotem, a to kawiarenka z wi-fi. Czasami to 10 minut, czasem pół godziny. Nie ma reguły. Grunt żeby się sprężyć i dotrzeć do celu najpóźniej do 17, zwłaszcza teraz, gdyż po zmianie czasu o tej porze zaczyna się już robić szaro. A maszerowanie po zmroku po drogach bez pobocza mimo pomarańczowej kamizelki i oświetlenia, nie należy wcale do przyjemności.

///

When reached my destination for tonight I did a washing, my host left me his home and went for a meeting. In the morning I move forward. After 8 a.m. it is already 24 degrees. It`s really nice. Less traffic than yesterday, but it is still difficult to calm down when cars pass you and you hear motorway in the distance. But the sun recompense me for everything. Next to roads there are plenty of old traffic signs: roadworks, painting a zebra crosses, unevenness, no verge. All of them out-of-date. No wonder that people don`t follow them at all as most of them are totally nonsensical. Worse than in Poland. I see today some hills in a far away. Probably my destination for tomorrow – San Marino. But it will be tomorrow and today next couch. I think I could tell now about some kind of routine. I start and first break after 2 hours, so after 10 km. Next hour, 1,5 or 2 hours of walking and I have closer than further to the end. Of course not if I have a distance longer than 40 km, in this case even after 4 hours I have still bigger part to cover. I have breaks in different places: sometimes a field, a place next to fence, sometimes a coffee house with wi-fi. Sometimes a break last minutes, next time I need half an hour, there is no rule here. But the most important is to reach a destination before 5 p.m., especially now, after changing a zone time, as it is getting dark very fast. And walking at twilight along roads without a verge despite my orange vest and a light it`s not much enjoyable.

O Nas

Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.