Menu

Dzień 8

Bőlcske – Subotica (110 km)

Czas żegnać się z Węgrami, czy wręcz z Unią Europejską. Czechy, Austria, Słowacja, Węgry -mimo iż różnią się trochę między sobą, to jednak jak do tej pory wszystko było do siebie bardzo podobne. Ludzie wszędzie są mili, otwarci i sympatyczni. Kuchnia jest bardzo dobra. Czechy mają lepsze piwo, a Węgrowie lepszą palinkę. Nawet domowe dżemy różnią się trochę smakiem w poszczególnych krajach, ale te różnice są ledwie wyczuwalne. Zobaczymy jak będzie w Serbii.

Wczoraj przed kolacją zważyliśmy się. Chyba waga była jakaś popsuta. Prezesa nie ubyło, a mnie wręcz przybyło 2kg.

Rano Milan odprowadza nas na ścieżkę rowerową która biegnie wzdłuż Dunaju. Po prawej pola, po lewej wielka rzeka, nisko w powietrzu unoszą się resztki mgły i pierwsze 25km mija w ciągu jednej chwili. Znajdujemy prom, ale że spóźniliśmy się na niego całą minutę, to mamy za to godzinkę na suszenie ubrań. Za chwilę jesteśmy po drugiej stronie Dunaju i trzeba pedałować dalej. Niedziela, wszyscy odpoczywają, a tu się człowiek „musi tak męczyć” . W końcu jesteśmy 20km od granicy. Mały bar, Visa, Wi-Fi, kelner mówi po angielsku, kolacja jest przepyszna. Witek zadaje strasznie głupie pytanie, na które udzielam równie głupiej odpowiedzi. Czy tu jest jakiś skrót? Tak, 7km. To był poroniony pomysł. Piach, kurz i błoto. Po 11km, zaliczeniu rowu z błotem i jednej wywrotki docieramy do asfaltu. Prezes za to ze swoją masa szedł jak czołg przez wszystkie przeszkody. Po 20.00 jesteśmy na granicy z Serbią, a chwilę potem u naszej gospodyni Melindy i jej męża. Już miałem nadzieję, że poznaliśmy pierwszych Serbów, ale okazuje się, że nasi gospodarze są Węgrami. Wieczór mija bardzo szybko, nowy ciekawy kraj, zestaw pytań który pada każdego wieczora i czas szykować się na kolejny dzień.

/

It`s time to say goodbye Hungary and the European Union. Czech, Austria, Slovakia, Hungary – unless they are a little different, so far everything was very similar. People were very friendly, open and nice. Cuisine was delicious. In Czech there is better beer, but Hungary has better palinka. Even homemade jams differ a little between themselves, but it is almost imperceptible. We will see how it will be in Serbia. Yesterday before supper we weighed ourselves, but the scale was probably out of order: Boss hasn`t lost weight at all, but I even put on weight 2 kilos!

In the morning Milan see us to the bicycle path going along Danube. On the right there are fields, on the left there is a vast river, low in the air hover a mist and first 25 km passed in one moment. We find a ferry, but coming 1 minute too late, we have an hour to dry our clothes. Next we are on the opposite side and we have to cycle again. It`s Sunday, everybody rests, but we have to “work” so hard. Finally we are 20 km from a boarder. A small bar, Visa, Wi-Fi, a waiter speaks English, food is delicious. Witek is asking absolutely stupid question about a short cut. There is one, 7 km. But it was a horrible idea. Sand, dust and mud. After 11 km, an accident in a ditch full of mud and one fall and we are on asphalt again. Boss with his weight overcame all the obstacles without any problem.

After 8 p.m. we crossed a border with Serbia and a little later we are at Melinda`s home where we are staying for a night. I hoped that I will get to know first Serbians today, but it turned out that our hosts come from Hungary. The evening passed extremely quickly and it`s high time to prepare for the next day.

O Nas

Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.