Menu

Dzień 18

Kostenets – Plodviv – Dimitrovgrad (178 km)

Absolutne dzień dobry bardzo. Spałem jak noworodek. 8.30 pobudka, śniadanie i można jechać. Słońce pięknie świeci, dookoła góry, dziś 90 km i to raczej w dół niż w górę. Zapowiada się piękny dzień. Pierwszy odpoczynek robię dopiero po 50 km. Uruchamiam palnik, przygotowuję chińską zupkę, a na deser kanapki z domowym dżemem, który dostałem od mamy Milana. Jeszcze tylko zdjęcie gór, które zostawiam z tyłu, i ruszam, a kolejna przerwa już w Plodviv. Słonko, Internet, godzina 15 a do celu tylko 10 km także ze spokojem piję zimne piwko.

Powoli jadę dalej i delektuję się ostatnimi kilometrami. Do końca już tylko 3 km i na drodze zauważam autostopowiczów z plecakami. Zatrzymuję się i zaczyna się dialog:

– Where are you going?

– To Turkey

– Where exactly?

– Everywhere.

– So where are you come from? (pytam)

– From Poland

Pewnie profesor Miodek odpowiedziałby piękną polszczyzną, mi niestety wyrwało się tylko k***a niemożliwe!

Ania z chłopakiem ruszyli 1 października z Warszawy. Jadą do Tajlandii, a potem gdzieś tam. Planują podróżować przez najbliższy rok, a później się zobaczy. Wspólne zdjęcie, chwila pedałowania i jestem już na miejscu. Przynajmniej tak powiedziała nawigacja, choć byłem gdzieś między osiedlami. Sprawdzam i jednak jeszcze 4km.Tym razem jestem pod właściwym adresem, ale gdy dzwonię do chłopaka u którego mam nocować, okazuję się, że on ma 2 adresy i dzisiaj akurat jest pod tym do którego miałbym 40 km i to w przeciwnym kierunku niż dalsza trasa.

Myślę co zrobić, sprawdzam odległość do następnego noclegu – 78 km. Jest godzina 17, na liczniku już 99 km. Dla gościa który w całym 2013 roku przejechał 200 km byłoby to nie lada wyzwanie. Do tego dochodzi dodatkowe obciążenie. Wczoraj wszystko ważyłem – rower z 2 bidonami – 19 kg, bagaż 26 kg. Ale podjąłem decyzję – spróbuję.

18.30, robi się ciemno. Dwa razy muszę się ewakuować na pobocze, chłopaki chcą mnie zepchnąć z drogi, ale jest dobrze. Naprawdę ciekawie się zrobiło gdy do celu miałem 30 km. Wjechałem na jakąś polną drogę, po 5 km zacząłem szukać alternatyw, bo od pedałowania gorsze jest tylko brak możliwości pedałowania. A tu na drodze dziura na dziurze i dosyć, że strasznie trzęsie, kilometrów nie ubywa, to jeszcze można uszkodzić rower. Po 10 km poprawiło się. Skończyły się dziury, ale zaczęły się wzniesienia i wiatr w twarz. W końcu docieram do Dimitrovgrad. 1 500 m do celu i na trasie mam rozkopany wiadukt kolejowy. Na szczęście szybko znalazłem przejście dla pieszych i jestem. Na miejscu spotykam kolejnych fantastycznych ludzi, którzy bez wahania zgodzili się żebym przyjechał do nich dzisiaj, chociaż byliśmy umówieni na następny dzień. Chciałoby się z nimi porozmawiać, ale po 180 km marzysz już tylko o prysznicu i łóżku. Jana pokazuje mi wszystko. Pościelone łóżko, 2 l wody, prysznic, kuchnie, pralke. Zostawiają mnie samego i umawiamy się na telefon rano, wtedy Anton wpadnie, zjemy razem śniadanie i będzie więcej czasu żeby pogadać.

Przed snem został jeszcze tylko temat wizy tureckiej. Polacy, których spotkałem powiedzieli mi że tylko do końca letniego sezonu można było ją jeszcze kupić na granicy. Teraz już tylko on-line, także całe szczęście że się wtedy przy nich zatrzymałem. Proszę siostrę o pomoc i mam nadzieję że do rana będzie w stanie przesłać mi ją na maila, bo jutro już Turcja.

/

Absolutely good morning. I slept like a newborn. I woke up at 8.30 a.m., a breakfast and I can go. The sun is shining, I`m surrounded by the mountains, today only 90 km, rather mostly going down. It looks like a perfect day. First break after 50 km. I use a heater and prepare an instant suop and for dessert I have sandwiches with homemade jam from Milan`s mother. A picture of mountains which I`m falling behind, and I`m going to Plodviv. A sun, internet, 3 o`clock and to my destination there are only 10 km so I`m drinking beer without haste.

I`m cycling slowly admiring views. I have only 3 km to cover when I noticed hitchhikers on a road. I stopped to talk with them.

– Where are you going?

– To Turkey

– Where exactly?

– Everywhere.

– So where are you come from? (I`m asking)

– From Poland

I suppose that professor Miodek (a well known specialist in Polish language) would answer in moreappropriate Polish, but unfortunately I just said: no f****ing way!

Ann with her boyfriend left Warsaw on the 1st of October. They are going to Thailand, and then somewhere else. They will travel next year and after that they will see. We are taking a picture together, I`m cycling for a while and I reached my destination – that is what a navigation has said, but I was between some estates. I`m checking it and I have 4 km more. Now I found the correct address, but when I`m calling a guy who invited me for this night I got to know that he has two addresses and today he is in a place located 40 km further, what is more, in opposite direction than my way. I`m thinking what to do, I`m checking a distance for the next day – 78 km. It`s 5 p.m., I rode today 99 km. For a guy who in whole year 2013 covered a distance of 200 km it is a huge challenge. In addition to this I have bigger load. Yesterday I weighed everything. A bike with a water – 19 kilos, baggage – 26 kilos. But I made a decision – I will try. 18.30, it is getting dark. Twice I have to evacuate myself to a verge as drivers want push me, but I`m ok. It became especially interesting 30 km before finish, when I got to a dirt road. After 5 km I started to look for another option, but there was no one. And here only holes, it shakes me strongly, I almost don`t move forward and the worst is that I can damage my bike. Fortunately after 10 km the road became better. There were no more holes, but instead of this, the way began to go up and I was cycling against the wind. Finally I saw Dimitrovgrad. Here I met next fantastic people, who without any hesitation let me come for tonight, although we were arranged for tomorrow. It would be nice to talk, but after 180 km I was able to think only about a shower and a bed. Jana is showing me everything: a prepared bed, 2l of water, shower, kitchen and a washing machine. They are leaving me alone and we will meet in the morning.

Before going to bed I had to take care of a Turkish visa. Polish who I met today said me that there is no more option to get it on a boundary, now it is available only on-line, thanks God that I stopped to talk with them. I`m asking my sister to help me with a hope that she will manage to send me my visa on the mail till morning, because tomorrow I will enter Turkey.

O Nas

Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.