Menu

Dzień 5

W nocy mieliśmy gościa. Lis rozgrzebał w śmieciach puszki po paprykarzu i trochę hałasował. Ambitny plan pobudki o 7 nie wypalił. Jeszcze przyjdzie na to czas. Na razie jesteśmy lekko wyczerpani. Nie dlatego że robimy jakieś trudne rzeczy, ale jest to zdecydowanie coś innego niż w normalnym życiu. Kawa na plaży i trzeba ruszać. W między czasie sąsiedzi z innego namiotu obudzili się, chwilę pogadaliśmy o nocnych odwiedzinach lisa i ruszamy. Po godzinie jesteśmy już na szlaku Vincentina gdzie pierwsza przerwa. Zaczynam czuć stopę. Masaż śródstopia ketonal pakujemy wysuszony namiot i można iść dalej. Wędrówka szlakiem różni sie zdecydowanie od wędrówki poboczem drogi. Tutaj można się cieszyć każdym krokiem, na asfalcie po prostu odliczasz kilometry i chcesz po prostu jak najszybciej dotrzeć do celu. Dlatego też na kolejnym skrzyżowaniu Roty i głównej drogi podejmujemy decyzję. Tak zostajemy na szlaku mimo że to jakieś 20 km dalej do jednego z kolejnych punktów na trasie – Aljezur. W Carrapateira spotykamy dziewczynę z Pragi która idzie na przylądek. Robimy po drodze zakupy i idziemy na plażę. Prysznic pranie posiłek słońce plaża. Wszystko piękne Pan uczynił w swoim czasie. Plan był taki że śpimy koło plaży ale podłoże jest zbyt mokre więc ruszamy dalej. Rzutem na taśmę znajdujemy kawałek przestrzeni w lesie na rozbicie namiotu i padamy. W namiocie procedura jest taka. Pół godziny bezruchu na śpiworach żeby wystygnąć. Potem wietrzenie zamykam tropik i spanie. Po północy robi się chłodniej zamykam namiot i za 10 minut jest już rano i zaczynamy wszystko od nowa.

O Nas

Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.