Menu

17 październik – Dolina Vermosh.

Dzień zaczęliśmy od małego falstartu. Obciążeni informacjami z wielu źródeł, o tym jak źle oznakowane są albańskie szlaki, gdy po 2km skończyły się znaki uznaliśmy że tak juz po prostu jest, zwłaszcza że szliśmy szeroką ścieżką. Ścieżka była coraz węższa i dopiero pionowa ściana przed nami, zmusiła nas do powrotu. Wróciliśmy do ostatniego widzianego przez nas oznaczenia i po chwili odnaleźliśmy szlak. W dwie godziny znaleźliśmy się na wysokości 1700 m i tym razem prawdą okazały się informacje z przewodnika. Jest tu po prosru zachwycająco. Dookoła nas strzeliste szczyty, trawa miejscami zielona, miejscami sucha i cała paleta żółci brązów i pomarańczy w lasach. Złota albańska jesień. Gdy nie wieje wiatr, termometr pokazuje w słońcu 32 atopnie. Idealne warunki żeby nie robić nic. Po prostu siedzieć delektować się brakiem ludzi i płynącymi chmurami. Zupka chińska i paprykarz (pozdrawiamy Szczecin) na tej wysokości smakują wyśmienicie. Po zejściu do wsi, witamy się z rolnikiem który taczką wiezie buraki cukrowe z pola do domu, prawie kilometr. Szacunek. Zaprasza nas na kawę. Co do kawy laduje w kieliszka automatycznje. Ciężko wytłumaczyć że jeden wystarczy ale udaje się. Potem jeszcze tylko podjazd drogą w budowie i jesteśmy w Lepushe. Pierwsza agroturystka, mamy nocleg, wifi i smakołyki na kolacje. Ustaliliśmy że jesteśmy wegetarianinami więc mamy domowy ser, zupę fasolową ale zupełnie inną niż u nas, warzywa, parę innych rzeczy, plus swojski kefir z dżemem. Jak dobrze że nie ma tu Biedronki.

O Nas

Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.