Menu

20 październik – Tirana

Po chlodnej nocy z checia powitalam poranek i szybko wstalam. Dzien jak co dzien, szykuje sie, robie kawke i prawie gotowa dopiero budze Pawla. Na 8 idziemy na sniadanko, dostajemy talerz warzyw, sadzone jajka, ser, dzem i swieze buleczki. Na deser ciasto, baardzo slodkie, z ciasta francuskiego z orzechami wloskimi, az oplywajace roztopionym cukrem. Z ta dawka energii zegnamy wzgorze i wyjezdzamy z Kruji. Jedziemy na Rodonit, polwysep jeszcze nieskomercjonalizowany, przewodnik zacheca do tej wycieczki wspominajac o jednym z najpiekniejszych widokow. Droga dosyc dluga, waska i kreta. Jak wiele w Albanii. Kierowca tutaj musi miec mocne nerwy, na szczescie Pawel jest swietnym kierowca, ja tylko moge robic za pilota i przymykac oczy na niektorych zakretach. Po drodze macha do nas policjant stojacy obok wiejskiego sklepiku. Zaglada do nas i kaze jechac dalej. Docieramy na miejsce, zostawiamy samochod. I znow policja. Witaja sie z nami, cos tam mowia, pytaja sie czy Polacy i z entuzjazmem przyjmuja nasza odpowiedz ze tak. Po swojemu mowia nam o ksiedzu Polaku i zaraz pojawia sie starszy mezczyzna z siwa broda. To Leonard – jak kazal do siebie mowic. W Albanii jest od 18 lat, co tydzien odprawia msze dla okolicznych Polakow i innych chetnych. Naszej narodowosci, w poblizu jest okolo 20 osob. Zaproszeni na kawe do pobliskiego i jedynego tu baru, chetnie korzystamy z okazji zeby dowiedziec sie czegos wiecej o Albanii. Przed latami, w momencie podzialu ziemi, Franciszkanie dostali ta czesc ktora reszta uwazala za najgorsza, czyli nadmorskie piaski. Łącznie 3 czy 4 plaze. Teraz okazuje sie ze to dar z gory. Dzieki tym terenom zakonnicy moga sie spokojnie utrzymac. Leonard do tego jest bardzo przedsiebiorczy. Za jego sprawka powstal tu bar, a w sezonie funkcjonuje chetnie odwiedzana plaza. Za rok maja postac miejsca noclegowe, a plaze jeszcze bardziej zagospodarowane. Wszystko jednak ma byc utrzymane w klimacie Albanskiej wsi. Przy plazy jest co najmniej 7 malutkich bunkrow, dokladnie takich jakich widzielismy już po drodze dziesiatki. Okragla betonowa kopula wystajaca z ziemi z prostokatnym wycieciem. Tu jednak sa tez podziemne tunele. Leonard daje nam duza lampe i kaze isc do konca. To idziemy. Wszystko ok, gdyby nie te nietoperze, nie jestem ich zwolenniczka, wiec z zacisnietymi zebami trzymalam tylko kciuki na to zeby ktorys nie wlecial mi w twarz, bo lataly chaotycznie tuz obok nas. Pytalismy jeszcze m. in. o bezpieczenstwo turystów w Albanii. Do tej pory spotkalismy sie ze sprzecznymi informacjami, mlody chlopak w gorach mowil ze jestesmy absolutnie bezpieczni, starsza pani spotkana wzoraj opowiadala o zabitych Slowakach i prosila zeby nie jechac w.gory. Leonard mowi ze wszystko zalezy od regionu. Sa miejsca od ktorych trzeba sie trzymac z daleka. Sa wsie, sluzace za miejsce gdzie mieszkaja i ukrywaja sie cale szajki, mafie narkotykowe i turysci sa tu niemile widzianymi goscmi.
Po pogawedce z Leonardem idziemy zobaczyc widok z najdogodniejszego i polecanego miejsca, tam też sa ruiny zamku. Widok ladny, ale spodziewalismy sie czegos wiecej. To chyba jeszcze obrazy z zeszlorocznej wedrowki klifami Portugalii, ktorych jeszcze dlugo pewnie nic nie przebije. Wsiadamy do auta i jedziemy na pobliska plaze. Dluga, z dziesiatkami parasolek pokrytych strzecha. Gdyby nie mnostwo smieci,g2fgrx ^ to byloby bardzo urokliwie. Plaza po wczorajszej ulewie jest totalnie mokra, dobrze ze mamy karimate. Nad plaza czesto przelatuje nisko helikopter w barwach zielono brazowych, dlaczego? Nie wiemy. Po krotkim plazowaniu jedziemy juz do Tirany, autostrada szybko przemierzamy kilometry. Jednak na wjezdzie do miasta panuje zasada kto silniejszy i bezczelniejszy ten pierwszy. Zasada pierwszenstwa nie ma racji bytu. Dla mnie jazda niezwykle stresujaca, dla Pawla jakos nie stanowi wiekszego problemu, choc i on nie moze wyjsc z podziwu. Pierwszym celem w Tiranie jest Dajti Express, najdluzsza na Balkanach kolejka gondolowa na gore wspinajaca sie przy miescie. Wjezdzamy 4 km jakies 18 min, z gory jest ladna panorama choc ciekawsza pewnie bylaby noca na oswietlony zgielk stolicy. Pozniej logujemy sie na nocleg. Pawel zarezerwowal wczoraj na bookinu, 70 zl za 2 osoby ze sniadaniem. Podejrzanie tanio. Zastanawiamy sie gdzie haczyk. Ale zaparkowac mozna, wi fi jest, lazienka wspolna, ale caly czas wolna, 1,5 km do centrum. Wszystko gra. Na Tirane bylismy nastawieni sceptycznie, wiec zbytnio nas nie zaskoczyla. W dzien szara, smutna, odrapana, wieczorem jednak mrok przykryl jej mankamenty, uwydatnil oswietlone budynki, meczety i zabytki, pojawily sie ladne knajpki. Nie bylo tak zle. Tym bardziej ze ceny piwa i jedzenia az zachecaly by swietowac i swietowac urodziny Pawla 🙂 100 lat 🙂

O Nas

Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.