Menu

Dzień 27 godz. 22:00

Lourousa – Porto [24 km]

Kolejny słoneczny, ale chłodny poranek. Ruszyłem N1 i po ok. 2 km pojawiły się żółte strzałki. Idzie się dobrze, wszystko świetnie, ale po 40 min strzałki znikają. Nie szukam ich tylko cały czas idę główną drogą. Mimo, że dzisiaj dobijam do 600 km i człowiek po takim spacerze powinien być spokojny i wyciszony, to jednak gdy tak idziesz 2 godziny bez znaków Camino, to trudno pozbyć się z głowy pytania – co mądrego strzałkowy malarz miał na myśli, gdy na odcinku prawie 10km postanowił żadnej nie namalować? Na szczęście znaki w końcu pojawiają się, chociaż czasami z 20 minutowymi przerwami. Po godzinie 13 wchodzę do Porto. Wow… Warto byłoby spędzić tu kilka dni. W informacji turystycznej spotykam Polaków z Londynu. Nie dość, że Polacy, to jeszcze dziewczyna też ma dzisiaj urodziny 😀 Pogoda naprawdę świetna. Na nadbrzeżu turyści z całego świata. Porto to piękne miasto więc ruszam dalej. Po 20 minutach potykam w knajpce Adriana i Wiole, rozmawiamy, wymieniamy się telefonami. Oni jadą nad ocean, ja ruszam dalej żeby po 5 minutach spotkać Hansa 😀 Też rusza jutro brzegiem oceanu. Po południu spotykamy się z Fiorenzo, który zaprasza mnie na kieliszek porto. Nie spodziewał się jednak rachunku 15 euro za dwie małe lampki. Albo piliśmy bardzo dobre porto, albo czasami lepiej zapytać o cenę. To już kolejne tego typu jego doświadczenie. W Lizbonie nie upewnił się czy przystawki, które dostał do obiadu są gratis i do dania za 8 euro zjadł kawałek sera z sosem za 7 euro. Podróże kształcą 😉 Całe popołudnie na starówce, więc gdy po 20 dotarłem do Fernando, nie miałem już siły na powrót do miasta na kolejne porto z poznaną dziś parą z Polski czy nawet na późną kolację z Fernando. Po 22 padłem.

///

The next sunny but a little cold morning. I went N1 road and after 2 km I saw camino signs. Everything is fine, till signs disappeared. 40 minutes and I do not see any, but I don`t look for them but follow N1. Although today it will be 600 km of my way and one should be after such a distance calm and patient, when you go for 2 hours without proof that you are following a good way, In your head there is only one question – what the f…k people thought not to paint any sign on the track of amost 10 km? But finally I saw them and after 1 p.m. I arrived In Porto. Wow… it`s worth staying here longer. In touristic information I met Polish from London. Not only they are Polish, but a woman has birthday today also. The weather is fantastic. On a coast there are tourists from all over the Word.

Porto is a beautiful city, so I`m strolling. After 20 minutes I meet in a bar Adrian and Wiola. We are talking and taking phone numbers from each other. They are going by bike near ocean and I meet after 5 minutes Hans 😀 He also will go along ocean tomorrow. In the afternoon I meet Fiorenzo, he invites me for a glass of porto. However, he didn`t expect to get a bill of 15 euros. Or we drank a very special porto or it is just better to ask about prices everytime. Fiorenzo had similar experience in Lisbon, where to dinner for 8euro he got a piece of cheese for 7 euro, as he thought that it is a starter, including in a dinner costs. Travels broadens the mind 😉 All the afternoon I spent in the city centre, so when I arrived in Fernando`s house I have no power to return to the city to meet a couple from Poland or even for a late supper with Fernando. At 10 p.m. I was dead on my feet.

O Nas

Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.