Menu

Dzień 39 godz. 17:42

Santiago de Compostela

Wieczorem poszliśmy do słynnego Las Crechas, gdzie w środy odbywają się koncerty typowej galicyjskiej muzyki z kozą i bębnami w rolach głównych. Ale ten sam pomysł miało co najmniej 200 innych osób, więc po 30 minutach, mimo iż było całkiem sympatycznie, zdecydowaliśmy się zmienić lokal. Kawałek dalej był kolejny pub z podobną muzyką i w podziemiach, ale tym razem byłem pod ogromnym wrażeniem. 10 osób grało dla 3 góra 5 osób, łącznie ze mną i Audrey. Wow. Pierwszy raz byłem na takim koncercie gdzie muzyków było o 300% więcej niż widowni. Z tego baru nawet po dwóch godzinach nie chciało się wychodzić. Oprócz przyjemnej muzyki, naprawdę fajnie było widzieć ludzi którzy lubią to co robią i w dodatku robią to z niesamowitą pasją. Wczoraj było Halloween, więc miasto było pełne poprzebieranych ludzi. Pełne to nie znaczy 20 czy 50. W ciągu 10 minut powrotu przed 3 rano widzieliśmy przynajmniej 100 czy 150 przebierańców, w barach, na ulicy, w zasadzie wszędzie. I tak minęły 2 świetne wieczory z Audrey. Następna cenna wymiana poglądów i opinii, czyli kolejne bardzo pozytywne doświadczenie. Co więcej pełna energii pokazała mi życie nocne w Santiago, a jako wielbicielka gotowania nie pozwoliła żebym chodził głodny 🙂 Nie chce jednak nadużywać jej gościny, także dzisiaj spotkałem się z Nelsonem z Coimbry, u którego zostanę na moją już ostatnią noc w Santiago. Niestety. Wszystko co dobre szybko się kończy.

O Nas

Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.