Menu

Dzień 40 / 41 – the end

Santiago de Compostela – Szklarska Poręba

W czwartek na 11.30 poszedłem do katedry zobaczyć największe, 40 kilogramowe kadzidło świata – Botafumeiro. Opowiadane są historie, o tym że kiedyś się urwało i spadło na przebywających, co dodatkowo wzmaga zainteresowanie. I rzeczywiście katedra jest pełna ludzi, mnóstwo pielgrzymów. Dziś słyszę w końcu Polonia podczas wyczytywania narodowości pielgrzymów którzy dotarli do Santiago. Polonie wyczytano zaraz po Portugal, więc dwa razy z rzędu Katedra wypełniła się donośnym „łuuuu”. Później niespiesznie, delektując się ostatnimi chwilami idę do Nelsona. Poznaje całą załogę, zostawiam rzeczy i ponownie wracam do centrum (od Audrey miałem 500m, teraz aż 800m 😉 ). Spotykam Natalię i Grzegorza, którzy przyszli z Saint-Iean Pied de Port trasą Camino Francuskiego. Tak jak mi pokazał wszystko Jim z USA, tak samo ja pokazuje wszystko im. Idziemy na małe piwo wymienić się doświadczeniami i nie wiadomo kiedy zrobił się wieczór. Wracam. Rano szybka kawa, spacer przez centrum i idę na autobus na lotnisko. I przede mną kolejne wyzwanie. Plecak ma 66 cm, czyli 11 cm niż zezwolone w Ryanair na pokładzie. Wyjmuje stelaż i na lotnisku dogaduje się z Kanadyjką wracającą z Camino, która wrzuca go do swojego bagażu. W Londynie go odbieram ale tutaj jest tyle osób przy odprawie bagażu że nawet nie podejmuje się szukania kogoś kto leci do Wrocławia. Po dłuższej chwili i konsultacjach z przełożonymi przechodzę z 64 cm elementami metalowego stelażu przez kontrolę bezpieczeństwa. Jako ostatni podchodzę do odprawy biletowej i jestem na pokładzie. Jedno z głowy, teraz ostatnia przeszkoda do pokonania. 2 dni przed wyjazdem bankomat połknął i kartę, a że planowałem powrót stopem nie brałem złotówek ze sobą. We Wrocławiu ląduje około północy, kantory zamknięte a jeszcze trzeba się dostać do Szklarskiej. Przed lotniskiem spotykam jednak auto o nr rejestracyjnych DJ i tym sposobem o 2.30 jestem w domu. W najbliższym czasie wrzucę na stronę zdjęcia i to już niestety będzie wszystko na ten temat. Dzięki za wspólne wędrowanie i mam nadzieję do szybkiego zobaczenia na www przy następnej okazji 🙂

///

At 11.30 I went to Cathedral to see the biggest (40 kg of weight) incense in the world – Botafumeiro. It is told that one day it came off and fell down on standing there people. Church was really crowded, there were a lot of pilgrimages. Finally I heard “Polonia” during mentioning nationalities of pilgrims who have reached Santiago de Compostela. Polonia was after Portugal so there was double loudly “uuuu!”. After that, I went slowly to Nelson. I met his friends, left my things and went back to the centre I met Natalia and Grzegorz, who started their Camino in Saint-Iean Pied de Port and went Camino Frances. Like Jim had shown me everything, this time I was showing round them and then we went for a bier to share our experiences. In the morning coffee in a hurry, a walk via city centre and I`m taking a bus to the airport. And here next challenge for me. My rucksack is 66 cm height, so 11 cm too much comparing required by Ryanair on a board. I took off an internal frame and I made an agreement with a Canadian, who packed it into her baggage. I got it back in London and here after long conversations with officers a lot of arguments I passed check-in and together with my big rucksack with 64cm frame I reached a board. And in Poland I had the last difficulty to overcome. Midnight. I had only 20 zlotych, no credit card and 130 km to home. This amount of money was not enough for train or bus ticket. I was thinking what to do, when I saw a car with registration number DJ… (that`s mean that the car is from Jelenia Góra – a city 20 km from my home). And in this way at 2.30 a.m. I`m back in Szklarska Poręba where I live.

O Nas

Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.