Menu

Dzień 28

Nikozja – Famagusta (83 km)

Wyglądam za okno i przede mną chyba kolejny upalny dzień. Wczoraj wypiłem 7 litrów wody i 1 litr piwa, to chyba rekord jeżeli chodzi o ilość płynów w czasie drogi (nie liczę oczywiście tego, co poza jazdą na rowerze). Tak więc można sobie wyobrazić, że było naprawdę gorąco. Po 8 rano jest już 21 stopni.

Dziś pedałuję do Famagusta. Po drodze jadę przez wioski i pola. Chyba to co mi się podoba najbardziej w Cyprze to to, że jest wciąż jeszcze nieskomercjalizowany (oczywiście w porównaniu z innymi krajami które mijałem). Sklepy tutaj przypominają sklepy GS sprzed 20 lat. Mydło i powidło. Rano chcę coś kupić coś fajnego na śniadanie w sklepie samoobsługowym, ale jak obszedłem wszystko to wyszedłem z pieczywem i snickersami. Widać dużo ludzi którzy siedzą przed domami, piją sobie herbatę, rozmawiają, a wszystkich ich łączy to, że się uśmiechają. Nawet starsi ludzie. W Polsce starsi ludzie są skrzywieni, w końcu mają już prawie za sobą to ciężkie życie, a tak w ogóle to z czego tu się cieszyć… Tutaj można się cieszyć chociażby z pogody. 27 stopni w cieniu.

Szybko docieram na miejsce, znajduję plażę co wcale nie jest takie łatwe (tereny wojskowe), ale gdy się w końcu udaje po prostu wskakuję do morza i plażing. W tym słońcu chciałoby się popraktykować również Łomżing, ale ze sklepami tutaj jest tak, że jak ich nie potrzebujesz to mijasz jeden za drugim, a jak coś chcesz kupić, to nic nie można znaleźć. Chyba dobrze, że powoli się kończy pedałowanie, dziś rower zaczął wydawać dziwne odgłosy, a w nocy mięśnie nóg nie dają twardo zasnąć. Jutro będzie więcej czasu na zwiedzanie i odpoczynek, a dziś moim gospodarzem jest Bazhir z Iranu.

Famagusta to miasto gdzie mieszka ok 40 000 ludzi, w tym ok. 20 000 studentów. Jedna wielka impreza. W pubie spotykamy się z dziewczyną z Iranu, Bośni i Hercegowiny, chłopakiem z Cypru i Patrycją ze Szczecina, która tutaj studiuje. Chłopaki palą sziszę, próbuję, nic specjalnego. Głownie rozmawiamy o różnicach kulturowych, Iranie, zwyczajach. Jak zwykle wieczór mija bardzo szybko.

/

Today I`m going to Famagusta. I`m cycling across villages and fields. What I like the most in Cyprus is the fact that it is not so commercialized as other countries that I visited. Shops here remind me those in Poland 20 years ago. In the morning I want to buy something good or breakfast but I bought only baked goods and snickers. I see many people sitting in front of their houses, drinking a tea, talking, and they have one thing in common – they are smiling. Even the elderly. In Poland the elderly have glum faces, they have almost all their hard life behind and there is no reason to be happy… Here is the reason, for example the weather. 27 degrees in a shadow.

I quickly reached my destination. I`m finding a beach, however, that was not so easy, because of a vast military zone here. But finally I`m jumping into the water and then relax. In a sun it would be great to have a beer, but there is a problem with shops here. When you don`t need anything there are many, but when you want buy something, you can`t find anyone. It`s good that the end of my travel is close, today my bike started to give strange sounds and a pain in my legs doesn`t allow me to sleep well. Tomorrow I will have more time for sightseeing and today my host is Bazhir from Iran.

Famagusta is a town inhabited by about 40 000 people, in which 20 000 are students. So it is a one big party. In a pub we meet a girl from Iran, Bosnia and Herzegovina, a guy from Cyprus and Patrycja from Poland, who is studying here. We are talking about cultural differences, Iran, customs. And the evening passed quickly, as usual.

O Nas

Dzień dobry bardzo. Ja to Paweł, a ona to Iza. Witamy Cię na naszej stronie. Jesteśmy w miarę normalną parą, poza tym że nie zgadzamy się z przyjętą przez większość definicją normalności, a wręcz się przeciwko niej buntujemy. Wierzymy w to, że życie nie sprowadza się jedynie do bezsensownej konsumpcji, a do szczęścia nie jest nam potrzebny nowy ajffon. Wierzymy w życie z pasją, pełne aktywności, pokonywanie własnych słabości, a przede wszystkim wierzymy w Boga. Dzięki jego opiece i ciężkiej pracy conajmniej raz w roku możemy się wyrwać z pułapki normalności. Na tydzień, miesiąc, czy dwa. Stopem, rowerem, pieszo albo samochodem. Nie musi to być wcale daleko. Życie ma smak i zapiera dech w piersiach nawet w „naszych” Karkonoszach. Wystarczy wziąć plecak, zmienić tryb na offline, wyciszyć telefon i wyjść z domu. Przed nami miesiąc w Albanii. Rodzina i przyjaciele przyzwyczaili się już, że będąc gdzieś dalej piszemy dla nich jakąś krótką relację. Tak będzie i tym razem. Zapraszamy do wspólnej podróży.